HTomaszowi Czechovichowi wszystko idzie dobrze i to widać. Biznesmen stoi w swoim eleganckim biurze na 29. piętrze biurowca Rondo 1-B, trzeciego co do wielkości warszawskiego wieżowca po Pałacu Kultury i Handlu Tower. Czechovich był opalony, a na stole obok otwartego laptopa leżał czerwony klucz. Mówi, że kabrioletu Ferrari nie należy trzymać w garażu, gdy jest ładna pogoda. Nie chce jednak sprawiać wrażenia nuworysza: jest także właścicielem Audi.
Cekovic ma 45 lat i jest człowiekiem pierwszej godziny. Zaraz po upadku żelaznej kurtyny syn profesora informatyki założył w 1990 roku we Wrocławiu swoją pierwszą firmę. Sprzedawała komputery, oprogramowanie i urządzenia peryferyjne, dzięki czemu stała się jedną z najważniejszych polskich firm komputerowych.
W 1998 roku Czechovich po raz kolejny pokazał, że rozumie kapitalizm. Założył firmę inwestycyjną MCI, która inwestuje w spółki technologiczne. „Jesteśmy polskim Internetem rakietowym. Przynajmniej tak chcemy to widzieć. ” MCI stale się rozwijało przez lata, a Czechowicz pracuje obecnie także w Niemczech. Jest związany z berlińskim internetowym domem aukcyjnym Auctionata i firmą kurierską Windeln de, którego IPO wypadło w tym tygodniu bardzo źle. Nie przeszkodzi mu to w podejmowaniu dalszych inwestycji zagranicznych. Internetowy przedsiębiorca w Polsce osiągnął swoje granice – młodych i wschodzących firm jest tu za mało.
Kraj cierpi z powodu skamieniałych struktur
Jest to duży problem dla kraju sąsiadującego z Niemcami. Od połowy lat 90. tendencja wzrostowa utrzymuje się niemal nieprzerwanie, a polska gospodarka nawet stosunkowo bez szwanku wyszła z kryzysu finansowego z 2008 r. Pod względem dochodu na mieszkańca skorygowanego o siłę nabywczą Polacy osiągnęli obecnie poziom Grecji czy Węgry – dwa kraje o najwyższym bogactwie tradycyjnym.
Teraz jednak istnieje ryzyko całkowitego zatrzymania, a nawet upadku. Kraj w dalszym ciągu cierpi na sztywne struktury. Konserwatywny rząd liberalny przez ostatnie siedem lat z wahaniem wdrażał reformy, takie jak podniesienie wieku emerytalnego z 65 do 67 lat czy obcięcie wielu świadczeń socjalnych. Nacjonalistyczny populistyczny kandydat na prezydenta Andrzej Duda chce odwrócić to złagodzenie gospodarki.
Rozbudowany stół warsztatowy wyprodukowany w Niemczech
Sytuacja polityczna w Polsce, w przeciwieństwie do krajów takich jak Węgry, od lat jest bardzo stabilna i przewidywalna. Miliardy dolarów wydano na rozbudowę infrastruktury, wielu pracowników jest dobrze wyszkolonych i niezawodnych, a korupcja jest mniejsza niż w prawie jakimkolwiek innym kraju Europy Wschodniej. W Indeksie Percepcji Korupcji Transparency International Polska wypada lepiej niż Grecja, Izrael, Tajwan i Hiszpania.
Przede wszystkim kraj czerpie korzyści z dobrych stosunków z Niemcami, najważniejszym ze wszystkich partnerem handlowym. Wolumen wymiany handlowej między Polską a Niemcami wyniósł w ubiegłym roku 88 miliardów euro. Nie może to jednak ukryć faktu, że polska gospodarka jest w istocie warsztatem Zachodu, a zwłaszcza Niemiec.
W Polsce fabryki mają duże firmy, takie jak Volkswagen, produkują także dostawcy samochodów, tacy jak Bosch i gigant chemiczny BASF. Polska jest jedną z największych lokalizacji produkcji lodówek i pralek. W sumie istnieje 6000 niemieckich firm. Zależność od Polski jest tak duża, że polski eksport do Niemiec zatrzymuje się, gdy tylko niemiecki eksport do Chin nie idzie dobrze.
Za znaczną część wzrostu odpowiadały pieniądze UE
Ale tej struktury nie da się utrzymać. Płace rosły tak stopniowo, że przeprowadzka z Niemiec nie była już tego warta. Koszty pracy w Polsce od 2000 r. podwoiły się. Choć nadal są tańsze od średniej w unii walutowej, to jednak znacznie droższe niż w Rumunii, na Węgrzech czy w Bułgarii. W związku z tym do tych krajów migrowały pracochłonne sektory produkcyjne, takie jak produkcja pasów kablowych.
Na korzyść Polski przemawia także bliskość geograficzna Polski do niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego. Oraz hojne wykorzystanie funduszy UE: w latach 2007–2013 z Brukseli do Warszawy napłynęło 70 miliardów euro. Większość trafiła na autostrady, oczyszczalnie ścieków i porty, zwiększając popyt krajowy. Około połowa wzrostu wynika z programu bodźców gospodarczych finansowanego przez Unię Europejską. To nie może trwać wiecznie.
Polska musi się uniezależnić, na nowo zdefiniować to, co reprezentuje i przekształcić swoją gospodarkę. Brak osobistego podpisu odbija się na ulicach Warszawy. Charakteryzuje się zniszczeniem wojen światowych, komunizmem i szerzeniem dobrobytu.
Budynki w centrum miasta robią wrażenie, ale i są malownicze. Przykładowo biurowiec statystyczny w kształcie litery Y, obok którego znajduje się kort tenisowy dla pracowników. Pomnik pilotów II wojny światowej wychodzi na mały park obok niego.
Zmęczony reformami po latach zawirowań
Krzysztof Kalecki może zobaczyć pomnik ze swojego biura. Ale nigdy nie widział tego z bliska. Ulica pomiędzy wieżowcem, w którym pracuje szef Deutsche Banku, a parkiem jest tak szeroka, że nie da się jej przejść pieszo.
Kalecki ma wiele do powiedzenia na temat współczesnej historii Polski. W czasach żelaznej kurtyny pozwolono mu prowadzić badania w Kilonii. Jego praca doktorska na temat szarej strefy i inflacji w czasach socjalizmu została właśnie wydrukowana, gdy upadł system sowiecki. Na każdego takiego jak on, który przynajmniej teoretycznie rozumiał coś z gospodarki rynkowej, nagle pojawiło się duże zapotrzebowanie. Jako pracownik Ministerstwa Finansów Kalecki wprowadził na rynek pierwsze polskie obligacje rządowe i przyczynił się do denacjonalizacji banków. Następnie zwrócił się do sektora prywatnego.
Od 2003 roku kieruje Deutsche Bankiem w Polsce.W weekendy Kalecki kontynuuje naukę w prywatnej szkole biznesu, zdobył tytuł „Bankiera Roku” i jest uważany za jedną z najbardziej wpływowych postaci politycznych.
„Aby Polska mogła w ostatnich latach kontynuować szybki rozwój, musi nastąpić więcej reform” – mówi. Przedsiębiorstwa państwowe należy sprywatyzować lub zamknąć. Zarówno linie lotnicze LOT, jak i państwowe spółki górnicze ponoszą straty. „Ale wiele osób jest zmęczonych reformami po czasach zamieszania i nie chce już wielu zmian”.
Drogie populistyczne polityki
Ci ludzie mają donośny głos. Na początku roku polscy górnicy gwałtownie protestowali, aby uniemożliwić rządowi zamknięcie kopalń. Dziesiątki tysięcy pracowników nie boi się już zwolnień. Postępując w ten sposób, czasami ponoszą znaczne straty, ponieważ muszą kopać coraz głębiej. Będą one prawdopodobnie kosztować podatników 50 milionów euro miesięcznie.
Elita wie też, jak sprawdzić się na tle polityków. Przykładem są kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich, które zaciągali głównie zamożni Polacy – w tym politycy, urzędnicy i dziennikarze. Przez lata korzystali na tym, że stopy procentowe w Szwajcarii były znacznie niższe niż w Polsce. Ponieważ frank umocnił się od stycznia, pożyczki te są dla nich droższe – normalne ryzyko rynkowe. Jednak w momencie aprecjacji franka mają trudności z pokryciem swoich strat z rządowego funduszu ratunkowego. Mają duże szanse, że ujdzie im to na sucho.
Oprócz tej starożytnej chrupiącej warstwy jest też scena, w której panuje duch optymizmu. Jednym z nich jest Oliver Burak, były dyrektor ubezpieczeniowy, który w 2013 roku przyjechał do Polski, aby zostać przedsiębiorcą. „Warszawa szybko się rozwija, mają tu swoje przedstawicielstwa wszystkie największe sieci handlowe i marki” – mówi Burak. I reklamują się – w ten sposób zarabiają pieniądze.
Polskie Solarisy kursują także w niemieckich miastach
Burak projektuje wieże reklamowe, stadiony i linie elewacyjne. Jego brat Alexander prowadzi Maas&Roos, tradycyjną niemiecką firmę produkującą neony. Burak widzi wielką szansę w średnich polskich firmach. W Polsce jest wiele małych i średnich przedsiębiorstw, które wytwarzają niemal co drugą złotówkę PKB.
Poza granicami kraju producenci autobusów i pociągów Pisa i Solaris zdobyli przyczółek. Autobusy marki Solaris kursują w 28 krajach Europy i Bliskiego Wschodu. W Niemczech z transportu lokalnego korzysta z niego także ponad 100 miast, m.in. Berlin-Kassel, Brema i Düsseldorf. Lipsk zlecił niedawno Solarisowi wymianę starych tramwajów na tzw. Traminos.
Polska firma tekstylna LPP rozwija się także w Europie Zachodniej. Ich sieć odzieżowa Reserved otwiera obecnie oddziały w całym kraju. Opiera się na dość niskich cenach i dlatego konkuruje z irlandzką siecią Primark. Polacy są silni także w branży IT, zwłaszcza w branży gier komputerowych.
Wskaźnik urodzeń jest niższy niż w Niemczech
Wreszcie brak pracowników utrudnia wprowadzenie zmian. Wskaźnik urodzeń w Polsce, wynoszący 1,3 dziecka na kobietę, jest nadal niższy niż w Niemczech.
Potem jest masło. Niedawno liczba ta osiągnęła 73 000 osób – w samych Niemczech, tylko w 2014 r.
Wynika to również ze znacznie wyższego poziomu wynagrodzeń w Niemczech. Dalsze podwyżki mogą jednak nie być możliwe w Polsce, gdzie przeciętne miesięczne wynagrodzenie wynosi nieco ponad 1000 euro. „Silna ochrona przed zwolnieniami, niski wiek emerytalny i przede wszystkim stosunkowo duża mobilność pracowników są dla Polski problemem” – skarży się Michael Kern z Niemiecko-Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej.
Rainer Polly, który pracuje w warszawskiej firmie doradztwa personalnego Deiniger, również zna te problemy. „Rodzina i przyjaciele są dla Polaków bardzo ważni – ważniejsi niż praca” – mówi. Opieka nad dziećmi jest bardzo uboga i stosunkowo droga, co szczególnie kobietom utrudnia funkcjonowanie na rynku pracy. „Również dlatego dziadkowie muszą być tam, aby opiekować się dziećmi”.
Przyszłość kroplówki w UE?
Oprócz problemu demograficznego istnieje również silne uzależnienie od Unii Europejskiej. Do 2020 roku planuje się przekazać Polsce ponad 80 miliardów euro. Pieniądze te mają zostać przeznaczone na finansowanie rozbudowy sieci kolejowych i szerokopasmowych. Słuszne posunięcie: „To ma na celu promocję innowacji w Polsce” – mówi ekspert izby Kern.
Kraj może w ten sposób dogonić kraje uprzemysłowione i pokonać mur wzrostu, do którego zmierza. Ale jednocześnie w Unii Europejskiej nadal zależy to od kroplówki. W Polsce opinie na temat tego, czy jest to właściwa droga, są bardzo zróżnicowane.
Tomasz Šeković prowadzi tę dyskusję niemal codziennie. Właśnie spędził dwa dni spotkań i wykładów poświęconych pytaniu, jak zachęcić do innowacji w Polsce. Unosi brwi. Nadzieje są przedwczesne. Mówi, że kraj pozostanie rozbudowanym warsztatem jeszcze przez kilka lat. Ponieważ zmiana to nie tylko kwestia czasu, to także kwestia zachowania: nie można narzucać innowacji.