W czwartek sytuacja na rynkach finansowych była bardzo napięta. Dopiero interwencja Narodowego Banku Szwajcarii w środę wieczorem zapobiegła przekształceniu się kryzysu bankowego w poważny kryzys finansowy. Bank centralny oferuje borykającemu się z problemami szwajcarskiemu bankowi Credit Suisse pożyczkę w wysokości 50 miliardów franków (50,7 miliardów euro). W efekcie giełdy, które dzień wcześniej załamały się, w czwartek uspokoiły się.
Politycy próbowali też uspokoić inwestorów i mieszkańców. Federalny minister finansów Christian Lindner potwierdził w środę wieczorem stabilność niemieckich banków w programie ARD „Maischberger”. „Dzięki Baffinowi mamy skuteczny organ nadzoru finansowego i mamy Bundesbank, który również ma tradycję polityki stabilizacyjnej” – powiedział. „Możemy więc powiedzieć bardzo wyraźnie: niemiecki system kredytowy jest stabilny”.
Kiedy prominentni politycy czują się zmuszeni do składania takich oświadczeń, pokazuje to powagę sytuacji. Kryzys bankowy został spowodowany bankructwem amerykańskiego banku Doliny Krzemowej w ubiegły czwartek. W środę Credit Suisse zagroził deportacją. Największy akcjonariusz w Arabii Saudyjskiej powiedział, że nie może wstrzyknąć więcej pieniędzy ze względów regulacyjnych. Spowodowało to chaos na giełdzie. Akcje Credit Suisse straciły nawet 30 procent, a handel był kilkakrotnie wstrzymywany. Coraz więcej klientów wycofywało pieniądze z instytutu, co przyspieszyło sytuację kryzysową.
Tak znaczący spadek ceny tak dużego banku jest bardzo niebezpieczny, ponieważ instytucje finansowe są ze sobą ściśle powiązane ponad miliardami. Jeśli zaufanie do banku zostanie utracone, może to szybko rozprzestrzenić się na cały system finansowy. Oczywiście gwarancje SNB były konieczne, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się kryzysu bankowego. W czwartek giełdy zareagowały ulgą. Niemiecki indeks giełdowy (DAX) wzrósł po południu o 1,4 proc. Po wznowieniu handlu akcje Credit Suisse wzrosły o 33 procent.
Europejski Bank Centralny zgodnie z oczekiwaniami podnosi główną stopę procentową
Po południu Europejski Bank Centralny (EBC) zgodnie z oczekiwaniami większości ekonomistów podniósł główną stopę procentową o 0,50 punktu do 3,50%. Po zawirowaniach wokół Credit Suisse pojawiły się również głosy wzywające do podwyżki o zaledwie 0,25 pkt., aby uspokoić rynki finansowe. Ilustruje to dylemat banków centralnych: gwałtowne podwyżki stóp procentowych były konieczne do opanowania wysokiej inflacji. Doprowadziło to jednak do ogromnych spadków cen obligacji, które były główną przyczyną bankructwa banku z Doliny Krzemowej. Banki centralne mogą uspokoić rynki finansowe obniżając stopy procentowe, ale jednocześnie będą opieszale w walce z inflacją. Christine Lagarde, prezes Europejskiego Banku Centralnego, powiedziała, że sektor bankowy w strefie euro jest „odporny”.
Jednak sytuacja pozostaje napięta. „Mamy teraz sytuację, w której zaufanie do instytucji kredytowych zostało zachwiane” – powiedział Clemens Fuest, szef monachijskiego Instytutu Ifo. Wielu inwestorów bankowych zastanawiało się, czy odzyskają swoje pieniądze. To zapowiada niebezpieczeństwo paniki na banki, czyli deponenci szturmują ich instytucje finansowe i masowo wycofują swoje pieniądze.
Czołowi politycy malijscy zareagowali na zamieszki z pozornym spokojem. Podobne wypowiedzi do SZ jako ministra finansów Lindnera złożyli rzecznicy ds. polityki fiskalnej SPD, Zielonych i Unii, Michael Schrody, Katharina Beck i Antje Thielmann. Beck powiedział, że w tej chwili nie ma powodu do paniki. „Obawiamy się jednak, że do stabilizacji potrzebne są ponownie specjalne środki rządowe i że państwo powinno chronić ryzyko płynności banków” – powiedział polityk Zielonych. „To powinno być dla nas sygnałem alarmowym, abyśmy nie tracili z oczu stabilności finansowej i gotowości na kryzys”.