Raport z 10 października: Nacjonalistyczno-konserwatywny rząd Prawa i Sprawiedliwości (PiS) w Polsce wystosował list do gmin w kraju, w którym wzywa do wsparcia w uzyskaniu od Niemiec odszkodowań za szkody wyrządzone II wojną światową w wysokości około 1,3 biliona euro . Partia Prawo i Sprawiedliwość od lat stara się utrzymać tę kwestię w dyskusji i żąda, aby niemiecki rząd „wziął na siebie wyraźną odpowiedzialność moralną, polityczną, historyczną i finansową”. Ale teraz sprawa ta nie jest traktowana poważnie, zarówno w Polsce, jak i za granicą, i jest coraz mniej słyszana. Zaledwie kilka lat temu, w pozornie bardziej stabilnych czasach, zjawisko to regularnie pojawiało się na pierwszych stronach gazet. Ale czasy się zmieniły.
Sytuacja międzynarodowa pogorszyła się na wielu frontach – wojna na Ukrainie i migracja uchodźców – a Polska znajduje się w środku tego kryzysu. Nawet jeśli PiS nie będzie w stanie osiągnąć politycznego ani finansowego sukcesu w swoich żądaniach odszkodowawczych, nowa niestabilność z pewnością działa na jego korzyść – zwłaszcza przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi zaplanowanymi na 15 października. Grupa skupiona wokół lidera PiS i wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego jako motyw przewodni wybrała pragmatyczne, nacjonalistyczne podejście do tych niestabilności: „Bezpieczna przyszłość dla Polaków”, jak głosi hasło, obejmuje zarówno poprawę świadczeń socjalnych, ale przede wszystkim: Infiltratorzy bezpieczeństwa – czy są to „nielegalni” imigranci, czy też żołnierze białoruscy lub rosyjscy nad Wisłą.
W ramach tej historii PiS nie stanął ponad wątpliwymi zmianami w zakresie bezpieczeństwa i polityki: opublikował tajne plany obronne poprzedniego rządu Donalda Tuska z 2011 roku. Zgodnie z tymi planami, w przypadku ewentualnego rosyjskiego ataku na Polskę, obrona trzeba Wschodnia linia środkowa przebiega w przybliżeniu wzdłuż rzeki Wisły. „Tusk chciał bez walki oddać jedną trzecią kraju, wschód” – stwierdził PiS.
Chaos w środowisku wojskowym
Tak czy inaczej, formacja byłego przewodniczącego Rady UE Donalda Tuska z pewnością ma szansę objąć po wyborach przewodnictwo w trójstronnym zespole. Jego opozycyjna koalicja KO stanie się drugą najpotężniejszą siłą po PiS. Jeśli jednak konserwatywno-lewicowo-liberalna koalicja Trzeciej Drogi pokona odpowiednio ośmioprocentowe i pięcioprocentowe przeszkody i osiągnie dobry wynik, partia Ko, a co za tym idzie i Tusk, będzie mogła ponownie stanąć na czele rządu. Z nowych sondaży prowadzonych niedawno, niemal codziennie, wynika, że jest to w zasięgu ręki – zwłaszcza że przedstawiciele dwóch mniejszych partii zdobyli punkty w jedynej telewizyjnej debacie wyborczej i zdołali wyostrzyć swój wizerunek w stosunku do Tuska i premiera Mateusza Morawieckiego. Inne sondaże wskazują na „scenariusz kryzysowy”: brak niezależnej większości w bloku trójpartyjnym, żadnej dla PiS, a szalę przechyla libertariańsko-nacjonalistyczna partia Confederaja. Niezależnie od tego, czy wesprze to mniejszościowy rząd PiS, wbrew deklaracjom utworzy koalicję z PiS, czy też paraliżuje parlament i wymusi nowe wybory – w każdym z tych przypadków Polsce groził nieprzewidywalny chaos. Nie jest to już tylko niestabilność zewnętrzna, ale także niestabilność wewnętrzna.
Ogłoszono to jednak już przed wyborami. Na początku tygodnia najważniejsi polscy funkcjonariusze wojskowi złożyli swoje dymisje prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Szef Sztabu Generalnego WP Rajmund Andrzejczak i szef Sztabu Operacyjnego gen. Tomasz Piotrowski od kilku miesięcy pozostają w konflikcie z ministrem obrony narodowej Mariuszem Puszakiem. Z badań przeprowadzonych przez gazetę Al-Youm wynika, że oskarżył generała Piotrowskiego o niepoinformowanie go o tym, że w grudniu 2022 roku na terytorium Polski spadł rosyjski pocisk. Gazety Wyborczej Błaszczak planował także operacje wojskowe nad głowami generałów, mające na celu zabezpieczenie granicy z Białorusią i ewakuację obywateli polskich z Izraela. Wreszcie całe kierownictwo PiS wykorzystywało armię do celów kampanii, łamiąc w ten sposób niepisaną przez dziesięciolecia zasadę.
Mało prawdopodobne jest także, aby publikacja planów obronnych z 2011 roku spowodowała wzrost zaufania wśród dowództwa wojskowego. Dymisja generałów to nie tylko krok naprzód dla opozycji, która w końcowej fazie kampanii wyborczej będzie próbowała rozmontować narrację PiS o bezpiecznej „twierdzy Polski”. Jeśli najważniejsi oficerowie wojskowi w strategicznie ważnym dla Ukrainy państwie sąsiadującym z Ukrainą rzucą ręcznik na krótko przed wyborami, może to wywołać niepokoje w środowisku NATO. Niedawno, we wrześniu (w kontekście sporu dotyczącego importu ukraińskiego zboża do Polski), na pierwszych stronach gazet pojawiła się zapowiedź premiera Morawieckiego, że nie będzie dostarczał Ukrainie więcej broni. Nawet jeśli podczas kampanii wyborczej większość postrzegała to jako zwykłą retorykę, od tego czasu Polska jest postrzegana, przynajmniej w odbiorze publicznym, jako niestabilna w zakresie swojej polityki wobec Ukrainy. Z drugiej strony w Polsce coraz częściej pojawiają się poważne głosy domagające się bardziej niezależnej polityki zagranicznej.
Na przykład prawnik i dziennikarz Lech Mazewski broni polskiej „polityki wschodniej”, dzięki której Warszawa nie powinna pozostać jedynie „prostym przenośnikiem taśmowym polityki amerykańskiej”. Jeśli chodzi o politykę Polski Wschodniej, należy odrzucić plany federalizacji UE, czego chce także PiS. Tylko przyjmując niezależną politykę w kontaktach ze wschodnimi sąsiadami Polska będzie mogła wyzwolić się z polityki „niewolnictwa narodu ukraińskiego” i uniknąć w przyszłości wciągania w „konflikty, które nie powinny być nasze”. PiS – pisze w swojej analizie Mazewski w dzienniku RzeczpospolitaTeraz oswoił się z rolą „sługi” wobec Kijowa i pomimo chwilowego zamieszania ostatnich tygodni wyraźnie nie dąży do niczego innego jak „powrotu do poprzedniego status quo w stosunkach polsko-ukraińskich. ”
Jedno jest pewne: obecny kurs poparcia Polski dla Ukrainy nie ulegnie zmianie nawet pod rządami koalicji trzech partii opozycyjnych: KO, Trzeciej Drogi i Lewicy. Ale trójpartyjna koalicja, w przeciwieństwie do PiS, będzie zwracać się przede wszystkim do Brukseli i Berlina. Znikną także żądania odszkodowań w szufladzie. Stany Zjednoczone są czasami jednym z beneficjentów sporu reparacyjnego między Polską a Niemcami. Unia Europejska nie może mieć żadnego interesu w podsycaniu dwustronnych konfliktów między swoimi członkami.
Jednocześnie „przerwana linia” między Warszawą a Berlinem leży w interesie Waszyngtonu: osłabia Unię Europejską, a tym samym czyni ją bardziej otwartą na podejmowanie dalszych kroków na ścieżce transatlantyckiej, kosztem kontynentalnej opcji możliwej przyszłości zbliżenia z Rosją. Podczas dwóch kadencji premiera (2007–2014) Tusk potajemnie zabiegał o to, aby to osiągnąć w porozumieniu z Niemcami, a już na pewno z korzyścią dla Polski. To także oskarżenie stawiane mu przez PiS – a czy te i inne działania wojenne przyniosą skutek, dzień wyborów pokaże.