Czy w Polsce jest jakieś dziwne kino? „Słoń” w reżyserii Kamila Kraweckiego to film biograficzny o jego ojczyźnie.
Słowo kino gatunkowe ma swoje korzenie w malarstwie. Te same motywy, które przez wieki skutecznie wypełniały ekran, sprawdziły się we wczesnych filmach niemych i sprawdzają się również dzisiaj: dwóch młodych mężczyzn jadących konno w pięknych, urzekających krajobrazach, które sprzedają za 150 000 euro. Filmowy debiut potentata Kamila Krawickiego w największych kinach. Nawet ci, którzy nigdy nie byli w Tatrach i nie znają polskich „wyżyn”, czują się tu, przynajmniej po kinie, jak w domu. Lekka mgła unosi się nad łąką, niemal zamieniając cyfrowe zdjęcie w romantyczny obraz. Projektant obrazu Jakub Sztok nawiązuje do wielkiej tradycji kameralnej tego filmowego kraju.
Czy młody reżyser decydując się na sfilmowanie swojej historii o dorastaniu na polskiej wsi, zdawał sobie sprawę, że obrazy nieuchronnie będą przypominały te z Brokeback Mountain? A może było odwrotnie? Czy kiedy to się wydarzyło, w jego rzeczywistości działała już klasyczna powieść Anga Lee?
Film ten miał także swoją premierę w Polsce w 2006 roku i wywarł ogromny wpływ na ukształtowanie się głównego nurtu kina queer. Trzeba przyznać, że ówczesne czasy były nieco bardziej liberalne. Teraz może być potrzebna druga „Góra Brokeback”.
W odróżnieniu od amerykańskich melodramatów Krauchecki poprzestaje na krótkim zarysie fabuły. Młody Bartek (Jan Hrenkiewicz) samotnie pracuje w małym gospodarstwie po wyjeździe ojca i siostry, a także pracuje w wiejskiej karczmie, aby związać koniec z końcem. Jego apodyktyczna matka byłaby wystarczającym powodem, aby zrobić to samo, co wygnańcy ze wsi, natomiast Bartek wręcz przeciwnie, nalegał na rozwój nierentownej hodowli koni.
Kiedy najstarszy syn sąsiada, który również uciekł, wraca, aby pochować ojca, utopia Particka nabiera dodatkowego złotego blasku: oboje rozpoczynają namiętny romans, ale David (Pawel Tomaszewski) jest sceptyczny: nie widzi największego szczęścia na ziemi jako pojawienie się koni domowych. Nagle homofobiczna nienawiść Bourgeois, która odstraszyła go 15 lat temu, nagle się obudziła. Dlaczego powinieneś to zrobić. Bartik traci pracę w barze, jedynie babcia dzielnie go wspiera. Mówi, że też by go kochała, gdyby był słoniem.
Jeśli jest to dramat dłuższy niż dwugodzinny jak Brokeback Mountain, to tak naprawdę zaczyna się akcja. Co by się stało, gdybyś rzucił wyzwanie homofobii panującej w małej wiosce, o czym nawet Twoja siostra, która również wróciła do domu, jest zupełnie nieświadoma? Przecież takie zobowiązanie mogłoby reprezentować pewną siłę gospodarczą i zaimponować Palestyńczykom.
Ciekawe byłoby też, gdyby film pokazał nam, dlaczego Bartek w ogóle uznał życie tam – w obskurnym miasteczku, w którym można prowadzić najlepsze rozmowy z końmi. Czy reżyser nie zrezygnował – choćby po to, by w którymś momencie tego filmu opowiedzieć historię swojej młodości – i studiował kinematografię w Szkole Wajdy w Warszawie?
Dylemat klasyka Heimatfilm, który rozkoszuje się nieprzerwanym pięknem wiejskiego życia, zawsze był taki, że można go bez przerwy opowiadać jedynie konserwatywnej publiczności. To musiała być bardziej buntownicza historia i nie pociesza stwierdzenie, że to, co zostało opowiedziane, mogło być dla Polski zuchwałe.
Przecież Polski Instytut Sztuki Filmowej wspierał ten film nawet za rządów prawicowo-populistycznego. Jednak biorąc pod uwagę niewielki budżet, nie trzeba było też odchodzić daleko od okna – mają specjalny program dla „filmów niskobudżetowych”.
W całej Europie testowany jest potencjał hitów filmowych jako alternatywy dla finansowania o charakterze czysto ekonomicznym. Zaledwie dwa tygodnie temu niemiecki film nakręcony na górze Eiffla przy niewielkim wysiłku „Ein schöner Ort” Kathariny Huber zdobył dwie ważne nagrody na festiwalu w Locarno.
Różnica od innych niskobudżetowych filmów europejskich, robiących obecnie furorę na festiwalach, polega na tym, że „Elefant” nie inwestuje wolności małych pieniędzy w swobodę artystyczną. To bardzo schematyczny film, gatunek, jaki tu mamy, to: dziwna historia miłosna. Oczekiwania są raczej spełniane niż przekraczane. Po ubiegłorocznej premierze na Wrocławskim Festiwalu Filmowym „Nowe Horyzonty”, dramat został wyprzedany m.in. w USA. Również tam można od razu nawiązać do jego najbardziej imponujących zabytków. Przedstawiają dwóch młodych mężczyzn jadących konno w urokliwym krajobrazie.
W Koningsdag królowa Máxima zaskoczyła wszystkich odważnym nakryciem głowy i pojawiła się z rojem motyli na głowie. Jednak wybór jej stroju nie był przypadkowy.
Emmen – Król Willem-Aleksander kończy 57 lat i cały kraj świętuje. Tradycyjnie dzień ku czci holenderskiego monarchy, znany również jako „Koningsdag”, obchodzony jest w całym kraju poprzez festiwale i imprezy uliczne. Jednak na oficjalnym przyjęciu to nie król Willem-Aleksander przykuł uwagę wszystkich; Królowa Maksima (52).
Rój motyli na głowie: królowa Máxima dokucza jej specjalnym dodatkiem w „Koningsdagu”
Król Holandii Willem-Alexander spędził swój wyjątkowy dzień w mieście Emmen, położonym w południowo-wschodniej części holenderskiej prowincji Drenthe. Towarzyszyła mu żona, królowa Máxima (52 lata) i ich trzy córki: Amalia (20 lat), Alexia (18 lat) i Ariane (17 lat).
Jak donosi holenderski dziennik De Telegraaf m.in. holenderską rodzinę królewską przyjęli tam burmistrz miasta Erik van Oosterhout i Jetta Klinsma, komisarz królewski w Drenthe. Naturalnie nie poszli na kompromis w kwestii mody na tę okazję.
Podczas gdy król Willem-Aleksander zachowywał prostą powściągliwość w niebieskim garniturze z lekkim krawatem, królowa Maxima błyszczała w szerokiej zielonej sukni i białej marynarce. To, co szczególnie przykuło uwagę, to ozdoba do włosów w kształcie roju zielono-złotych motyli.
Królowa Máxima przyciąga uwagę swoim nakryciem głowy: a oto dlaczego
Według holenderskiego magazynu libelle.nl ten przyciągający wzrok dodatek pochodzi od Perry’ego Rotjesa. Projektantka tworzyła w przeszłości biżuterię dla królowej Máximy. Wybór tego charakterystycznego egzemplarza nie powinien być przypadkowy. Ponieważ miasto Emmen znane jest jako miasto motyli. Mówi się też, że wyboru kolorystyki swojej garderoby dokonała świadomie. Flaga Emine jest zielono-biała.
Michael Verhoeven, mąż Sinty Berger i reżyser filmu „Biała róża”, zmarł w poniedziałek w wieku 85 lat po ciężkiej, krótkotrwałej chorobie.
MONACHIUM – Michael Verhoeven odniósł światowy sukces filmami takimi jak „Biała róża” i „Straszna dziewczyna”. Teraz świat filmowy i jego żona Sinta Berger żegnają się: Verhoeven zmarł 22 kwietnia w wieku 85 lat. Podzieliła się tym jego rodzina Niemiecka Agencja Informacyjna W Monachium z. W związku z tym reżyser przed śmiercią przeszedł krótką i ciężką chorobę choroba Rodzina początkowo nie chciała podać więcej szczegółów na temat przyczyny śmierci. W piątek zostanie pochowany w najbliższej dzielnicy.
Zmarł Michael Verhoeven: urodzony w aktorskiej rodzinie i posiadający kwalifikacje lekarza
Verhoeven urodził się w Berlinie w 1938 roku. Dorastał w teatralnej rodzinie. Jego matka Doris była aktorką, a ojciec Paul aktorem oraz reżyserem teatralnym i filmowym. Verhoeven zadebiutował w teatrze w wieku 13 lat w sztuce „Pünktchen und Anton” opartej na tej historii Powieść Erica Kastnera. Verhoeven dostał swoją pierwszą rolę filmową w Latającej klasie (1953), także adaptacji filmowej Kästnera.
Po kolejnych rolach w „Paukerze” (1958) i „Młodzieży sędziego” (1960) w reżyserii ojca, Verhoeven po ukończeniu szkoły średniej w 1957 roku zdecydował się zostać lekarzem, a następnie studiował medycynę w Monachium, Berlinie i Homburgu. Ukończył je w 1969 roku, uzyskując doktorat z „Psychologicznego maskowania guzów mózgu”.
Verhoeven poślubił Sentanę Berger w 1966 roku i wraz z nią założył Sentana Filmproduktions.
Jednak podczas studiów Verhoeven kontynuował działalność aktorską i zaczynał jako niezależny reżyser filmowy. Podczas kręcenia filmu „Jack i Jenny” (1963) Verhoeven poznał swoją żonę, Sintę Berger. W 1966 roku pobrali się i oboje założyli firmę Sentana Film Production. W 1967 roku Verhoeven zadebiutował jako reżyser filmem „Parungen”.
wysoki filmportal.de Mało który reżyser tak konsekwentnie i bezpośrednio zajmuje się w swoich dziełach kwestiami politycznymi. Główny nacisk położono na rozliczenie się z narodowym socjalizmem. Swoimi filmami wielokrotnie wywoływał dyskusje.
Sukcesy Verhoevena: „Biała róża” wywołała dyskusje – „Straszna dziewczyna” była nominowana do Oscara
Tak też jest w przypadku jego najsłynniejszego dzieła „Biała róża” (1982). W napisach końcowych filmu krytykowano fakt, że wyroki śmierci wydane przez „Sąd Ludowy” na grupę oporu były nadal uznawane przez niemiecki sąd za prawomocne. Prezentacja wywołała poważną debatę, a orzeczenia zostały unieważnione dopiero w 1998 roku.
Film „Straszna dziewczyna” (1991) pokazał, jak dziewczyna w swoim rodzinnym mieście zbiera informacje o nazistowskiej przeszłości i spotyka się z tego powodu z wrogością. Film był nominowany do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny w 1991 roku. Jego główne role wielokrotnie grają kobiety oporu, jak miało to miejsce w jego ostatnim filmie „Matka Courage” (1994), poruszającym tematykę narodowego socjalizmu.
Następnie ukazały się takie dzieła jak „Nieznany żołnierz” z 2006 roku, poruszający tematykę brytyjskich zbrodni wojennych podczas II wojny światowej. W tym roku otrzymał także nagrodę za całokształt twórczości Festiwalu Filmów Żydowskich. Poruszał także kwestię amerykańskiej kary śmierci w swojej pracy „Druga egzekucja – Ameryka i kara śmierci” (2011). W 2016 roku Verhoeven ponownie powrócił do kina jako producent filmu „Witamy w rodzinie Hartmannów” w reżyserii jego syna Simona Verhoevena.
Federalny Krzyż Zasługi i nie tylko: Michael Verhoeven otrzymał te nagrody
Był jednym z założycieli Niemieckiej Akademii Filmowej w 2003 roku i laureatem wielu nagród filmowych i politycznych, w tym Medalu Josefa Neubergera (1997) przyznawanego przez Centralną Radę Żydów i Federalnego Krzyża Zasługi (1999). . ) i Bawarski Order Zasługi (2002). W styczniu 2022 roku otrzymał za całokształt twórczości Nagrodę im. Helmuta Kuttnera przyznaną przez stolicę stanu Düsseldorf.
Niedawno świat filmowy opłakiwał także śmierć reżysera Percy'ego Adlona, który zmarł w wieku 88 lat. Wielki smutek odczuwa także zmarły aktor Fritz Weber.
Polska reżyserka Agnieszka Holland pokazała w Wenecji swój nowy film „Zielona granica” opowiadający o uchodźcach na granicy polsko-białoruskiej. Dzieło, które jest pokazywane w konkursie w Wenecji, po premierze we wtorkowy wieczór na festiwalu filmowym zyskało jednomyślne uznanie krytyków, a branżowy magazyn „Deadline” określił je mianem „arcydzieła humanitarnego”.
Film wywołał poruszenie w jej ojczyźnie. „W czasach III Rzeszy Niemcy produkowali filmy propagandowe przedstawiające Polaków jako bandytów i morderców” – napisał skrajnie prawicowy minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro na platformie społecznościowej X, znanej wcześniej jako Twitter. Dziś robi to za nich Agnieszka Holland…”
W czarno-białym dramacie widzowie śledzą losy rodziny z Syrii, która chce przez Białoruś uciec do Unii Europejskiej. Z ich przeżyciami wiążą się historie młodego polskiego inspektora granicznego i grupy polskich działaczy. Akcja filmu w dużej mierze rozgrywa się w roku 2021, kiedy sytuacja na granicy polsko-białoruskiej uległa eskalacji: tysiące ludzi próbowało nielegalnie przedostać się na teren Unii Europejskiej. Unia Europejska oskarżyła białoruskiego przywódcę Aleksandra Łukaszenkę o organizowanie migrantów z obszarów kryzysowych do zewnętrznych granic Unii Europejskiej w celu wywarcia presji na Zachód.
W filmie polska i białoruska straż graniczna zachowuje się brutalnie. Holland uwydatnia katastrofalną sytuację poprzez emocjonalne i szokujące obrazy.