W środę rozpoczyna się dwudniowa Berlińska Konferencja Bezpieczeństwa (BSC), na której co roku omawiane są kwestie europejskiej polityki bezpieczeństwa i obrony. Norwegia jest w tym roku krajem gościnnym, do którego podróżuje premier Jonas Gahr Storr z kilkoma ministrami. Rozmowa w Oslo, gdzie socjaldemokrata Sture zmaga się ze słabymi sondażami, a także z niezadowoleniem zaprzyjaźnionych rządów europejskich, które jęczą z powodu niebotycznych cen gazu.
s. Z: Panie Storr, jakie są pana oczekiwania wobec szczytu w Berlinie?
JONAS JAR STOR: Konferencja odbywa się we właściwym czasie, w samym środku wojny, która ma ogromny wpływ na niemal każdą dziedzinę życia. Konferencja daje nam możliwość skupienia się na wymiarze bezpieczeństwa i kwestiach współpracy wojskowej, ale także na implikacjach dla polityki energetycznej, stabilności społecznej i przemysłowego podejścia do łagodzenia zmian klimatu.
Co zmieniło się w Norwegii w wyniku wojny z Ukrainą?
Prawie wszystko. Po raz pierwszy we współczesnej historii udzielamy wsparcia militarnego jednej ze stron wojny. Poza tym jesteśmy sąsiadami Rosji. Inny sąsiedni kraj rosyjski, Ukraina, jest atakowany z pełną brutalnością. Pomagamy Ukrainie, bo jest to politycznie i moralnie poprawne, ale leży to też w naszym własnym interesie. Pomagamy przy dużym projekcie magazynowania gazu na Ukrainie, gdzie udzieliliśmy największego grantu za pośrednictwem Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. Więc Ukraina może kupić gaz na następną zimę. Ten projekt jest absolutnie konieczny, ponieważ Rosja celowo niszczy infrastrukturę energetyczną Ukrainy.
Jej minister finansów spodziewa się, że państwo norweskie osiągnie w tym roku 120 miliardów euro netto z ropy i gazu – czterokrotnie więcej w 2021 roku, ponad dwukrotnie więcej niż w 2008 roku, który był jak dotąd najbardziej udanym rokiem. Czy będzie więcej?
Firmy produkujące i eksportujące z norweskich półek zwiększyły swoje obroty o osiem do dziesięciu procent, co oznacza dodatkowe 100 TWh wolumenu dla rynku europejskiego. Bez tego wzrostu niemcom i innym krajom trudno byłoby zapełnić swoje sklepy. Zrobiliśmy wszystko ze strony władz i we współpracy z firmami, aby zapewnić wzrost eksportu. Ale teraz osiągnęliśmy limit i mamy nadzieję, że uda nam się utrzymać ten poziom w 2023 roku.
Olaf Schultz był w Norwegii w sierpniu i mogła być też nadzieja na ewentualne obniżki cen. Dlaczego nie?
Sami nie chcemy tych wysokich, niestabilnych i rosnących cen. To nie jest dla nas dobre.
Czy twój rząd nie czerpie z tego wielkich korzyści?
Rząd nic nie widzi z tych miliardów gazu, one płyną do naszego państwowego funduszu, który ma zapewnić bezpieczeństwo przyszłym pokoleniom. Mądrym pomysłem było umieszczenie dochodów z niestabilnego źródła, takiego jak energia, w funduszu, a nie w budżecie. W ten sposób uchroniliśmy norweską gospodarkę przed poważnymi wahaniami w ostatnich dziesięcioleciach. W obecnym budżecie rząd może zabierać co roku tylko trzy procent rzekomego zwrotu z tego funduszu. W przyszłorocznym budżecie proponuję wydać zaledwie 2,5 proc. na zapobieżenie hiperinflacji.
Cóż, innymi słowy: czyż cała Norwegia nie korzysta bardzo na wyższych cenach?
Pierwszym bezpośrednim skutkiem jest to, że ceny energii elektrycznej w południowej Norwegii znacznie wzrosną. Norweska rodzina zużywa trzy razy więcej energii niż przeciętne europejskie gospodarstwo domowe, ponieważ ogrzewa swoje domy energią wodną. Jeśli więc ceny energii elektrycznej w Europie wzrosną, obywatele Norwegii mocno odczują to skutki, a dla mnie, podobnie jak dla innych rządów w Europie, jest to wyzwanie polityczne.
W sondażach masz 15 proc.
tak. Po drugie, wyższe ceny energii wpływają bezpośrednio na Europę, a tym samym na norweską gospodarkę. Jeśli niemiecki przemysł ma z tym problemy, my też od razu mamy problemy, wystarczy pomyśleć o wszystkich naszych dostawcach dla niemieckiego przemysłu samochodowego. Po trzecie, ceny energii prowadzą do niestabilności społecznej w naszych krajach partnerskich. Nikt nie może tego chcieć. Chcemy, aby ceny energii spadły do stabilnych i przewidywalnych poziomów. Przyczyną braku prądu jest odcięcie gazu w Rosji. W styczniu rozmawialiśmy z kanclerzem federalnym o tym, że poziom w niemieckich magazynach gazu był znacznie niższy niż jesienią ubiegłego roku. Dziś wiemy, że było to swoiste preludium do wojny na Ukrainie i próby wywierania presji energetycznej na Europę przez Putina.
Polski premier Mateusz Morawiecki napisał, że norweskie ceny są „nieuczciwe”, narzekał Emmanuel Macron, a Robert Habeck mówił o cenach księżycowych. Czy nie ma co narzekać na zawyżone ceny?
Och, aż za dobrze rozumiem tę frustrację. Ale nie jestem premierem Norwegii, który sprzedaje gaz. Udzielamy licencji na szelfie norweskim zarówno firmom norweskim, jak i zagranicznym. Płacą wysokie podatki Norwegii za te licencje, a następnie stają się odpowiedzialni za promocję, marketing i sprzedaż. UE omawia środki przeciwko tym eksplozjom cen. Przestrzegam jednak przed działaniami, które mogą przynieść odwrotne skutki. Działania zwiększające popyt na produkt, w przypadku braku podaży, podnoszą ceny i wpływają na bezpieczeństwo energetyczne.
Norwegia zawdzięcza swoje bogactwo eksportowi gazu, który nieproporcjonalnie przyczynił się do globalnego ocieplenia. Czy to nie oznacza, że ponosi też większą odpowiedzialność za politykę energetyczną niż inne?
Teraz słyszę od moich europejskich partnerów, że Norwegia pilnie potrzebuje utrzymania wysokiego poziomu eksportu i nie mogę brać odpowiedzialności za niedobory energii w Europie. Zapewniam jednak, że jesteśmy świadomi naszej odpowiedzialności. Właśnie dlatego, że znajdujemy się w tej korzystnej sytuacji finansowej, musimy postępować we współpracy na rzecz rozwoju w taki sam sposób, jak w przypadku transformacji energetycznej. Robimy wiele, aby chronić klimat. Powiedziałem na konferencji klimatycznej w Sharm el-Sheikh, że do 2030 roku ograniczymy emisje o 55 procent.
Kiedy w sierpniu opublikowano nowy raport IPCC, sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres powiedział, że istnieje pilna potrzeba, aby kraje zaprzestały poszukiwań i produkcji nowych rodzajów paliw kopalnych. Wtedy zgodziłeś się z nim. Ale powiedział pan po wrześniowych wyborach, że poszukiwania nowych depozytów nie ustaną. Jak wyjaśnisz tę zmianę?
Jesteśmy w okresie przejściowym. Paliwa kopalne zostaną wycofane, a Norwegia technicznie przyczyni się do poważnych zmian klimatycznych. Ale potrzebujesz uporządkowanego przejścia. Kiedy w końcu zwiększymy moc OZE, pierwszą rzeczą, którą musimy zrobić, to ograniczyć wydobycie węgla, ponieważ powoduje ono najgorsze zanieczyszczenie. Dzięki gazowi możesz pracować z wychwytywaniem i składowaniem dwutlenku węgla. Składowanie dwutlenku węgla pod dnem morskim na Morzu Północnym to sprawdzona technologia. Robimy to na Morzu Barentsa od połowy lat 90-tych. Norwegia ma wystarczającą pojemność magazynową pod dnem Morza Północnego, aby pomieścić całą europejską emisję dwutlenku węgla w ciągu kilku następnych dziesięcioleci.
Zwolennicy klimatu krytykują, że oddzielenie dostarcza przemysłowi argumentu, by po prostu kontynuować jak poprzednio, zamiast ostatecznie zająć się stopniowym wycofywaniem paliw kopalnych.
Jest to zasadniczo błędny argument. Bez składowania dwutlenku węgla nie możemy osiągnąć zerowej emisji do 2050 r. Wszystkie cementownie, spalarnie odpadów itp. mogą ograniczyć emisje, ale ich nie wyeliminują. Jeśli chcesz zredukować emisje do zera, nie ma innego wyjścia, jak je wychwycić. A jeśli nam się to uda, będziemy mogli nadal wykorzystywać gaz do wytwarzania energii elektrycznej, ale także do produkcji wodoru.