Polski premier Mathews Moravic chce ograniczyć spór z Unią Europejską. To zaskakująco inny ton niż Warszawa, która od dłuższego czasu rośnie. Kto jeszcze niedługo spodziewa się harmonijnego rozwiązania?
[Wenn Sie aktuelle Nachrichten aus Berlin, Deutschland und der Welt live auf Ihr Handy haben wollen, empfehlen wir Ihnen unsere App, die Sie hier für Apple- und Android-Geräte herunterladen können.]
Ale teraz Moraviki ogłosił, że zmieni dotychczasowe przepisy, które pozwolą mu regulować sędziów we własnym kraju. Nie należy się jednak zbyt szybko radować: spór o praworządność między Brukselą a Warszawą jeszcze się nie skończył.
Narodowo-Konserwatywna Partia „Prawo i Sprawiedliwość” (PiS) powołała w 2018 r. izbę dyscyplinarną w Sądzie Najwyższym w ramach reformy sądownictwa, która umożliwia odwoływanie sędziów i prawników. UE zagroziła nałożeniem za to grzywien. Wygasną 16 sierpnia, jeśli do tego czasu nie zostaną zawieszone przepisy dotyczące polskiego spornego systemu dyscyplinarnego.
Zagrożenie biletem parkingowym z brukselskich miejsc pracy
Podobno mgnienie oka działa z biletem z Brukseli. Nie ma innego sposobu na wyjaśnienie zwrotu. Ale to oczywiście manewr taktyczny. Nic się przecież nie zmieniło w podstawowej ocenie Moravikiego, że Bruksela w zupełnie niewłaściwy sposób ingeruje w polskie sprawy: jego zdaniem polska konstytucja ma pierwszeństwo przed prawem unijnym.
Z niecierpliwością oczekuje się, jak polski Trybunał Konstytucyjny zdecyduje pod koniec miesiąca w fundamentalnej kwestii, czy polskie prawo ma pierwszeństwo przed prawem europejskim. Moraviki zaapelował do Sądu Konstytucyjnego, który był wypełniony zwolennikami partii rządzącej, o wyjaśnienie sprawy na jego korzyść.
Sąd Konstytucyjny może orzekać w duchu Moravików
Nie byłoby zaskoczeniem, gdyby Trybunał Konstytucyjny zakwestionował prymat postanowień traktatów UE. W rezultacie UE grozi legalnym upadkiem: jeśli każde państwo członkowskie podniesie własną konstytucję do ostatecznego poziomu, sędziowie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu wkrótce będą mogli zachować swoje stanowiska. Wdrażanie prawa unijnego należy pozostawić w gestii państw członkowskich.
Trwający konflikt między Warszawą a Unią Europejską nie słabnie od czasu, gdy Moravic próbował przekonać swoich towarzyszy do kompromisu w sprawie kompromisu w Sądzie Najwyższym. Mentalne prawne przeciąganie liny między jego towarzyszami nie miało żadnego wpływu. Niemniej w wywiadzie udzielonym w ubiegły weekend szef rządu powiedział, że UE przyniesie jego krajowi korzyści płynące z wolnego handlu, wyższe dochody dla pracowników i rozwój firm. W tej sytuacji trzeba było zwrócić się do społeczności, premier wydawał się kontrowersyjny.
Moraviki wie, że atakuje nerwy. Członkostwo w Unii Europejskiej cieszy się powszechnym poparciem Polaków, którzy doskonale zdają sobie sprawę z ekonomicznych korzyści wspólnoty.
UE to więcej niż rynek
Jednak UE to coś więcej niż rynek. Sukces wspólnoty opiera się na rządach prawa 27 państw członkowskich. Polski rząd musi przestać podważać ten fundament. Ale Moraviki nie chciał nic o tym wiedzieć. Jego polityka podejmowania małych kroków w kontaktach z Brukselą i Luksemburgiem ma na celu jedynie uniknięcie przeszkód w ostatniej chwili. Ale to nie wystarczy, jeśli UE ma być w przyszłości wspólnotą prawną.