Od ponad roku wokół Turowa i jego przyszłości jest wiele zamieszania: odkąd Czechy pozwały Europejski Trybunał Sprawiedliwości za wydobycie węgla, ponieważ pęknięcia w domach i osuwiska spowodowały, że burmistrz Żytawy domagał się większego wsparcia, Turów wszyscy o tym mówią. Joachim Schröter uważnie to śledzi. Taki los spotkał kopalnię i elektrownię od jego narodzin w 1948 roku. Od zawsze musiał z tym żyć. „Kiedy słyszę bezpodstawne argumenty od niektórych zwolenników węgla, wpadam w złość, ponieważ ci ludzie nie wiedzą, co to naprawdę jest”, mówi.
Reklamy
Specjalistyczne wsparcie w zakresie wellness i odpowiednich produktów w Riesa można znaleźć w aptece Domos w Elbgalerie oraz w aptece Galeria.
Bez dziury jak wieś, może przyszłość
Drausendorfer nie jest jednak politycznym ekstremistą. Jego żądania natychmiastowego zamknięcia dziury są śmieszne w jego oczach: „Musisz zostać na dywanie”, mówi. Ale koniec, namacalny, namacalny koniec wydobycia węgla – może 2026 lub 2030 – będzie czymś. „Wtedy możemy mieć przyszłość jako wioska” – mówi.
Kiedy Schrötter oprowadzi Cię przez Drausendorf, poczujesz pełne energii uczucia: piękne, zadbane gospodarstwa oraz jego alternatywę z atmosferą placu budowy, pustostanów i ruin. Stare centrum miasta wokół pałacu było kiedyś zaprojektowane tak, aby zadowolić. Sama posiadłość jest teraz rusztowaniem. „Ktoś go kupił i założył się, że kopalnia zostanie zamknięta i wkrótce zostanie przebudowana – może chciał skorzystać z turystyki” – mówi Schrotter, opisując to, co mówi się w wiosce. Ponieważ Polska chce obecnie wiercić w Turowie i przerabiać węgiel na energię elektryczną do 2044 roku, te dni prawdopodobnie będą poza zasięgiem.
Piękno osady Drausendorfer, zbudowanej w latach 50. i 60. XX wieku głównie dla osób, które po wojnie musiały uciekać z byłych niemieckich regionów po drugiej stronie Nysy, można się domyślać tylko na odludziu. Znaleźli tu nowy dom. „Kiedy szliśmy na spacer w przeszłości, zawsze przechodziliśmy przez osadę, ponieważ ogrody były w bardzo dobrym stanie”, wspomina Schrotter. Po upadku muru domy osadnicze kupowali inwestorzy z dawnych krajów. Jednak inwestorzy prawie nic nie zainwestowali w nieruchomości. Tak więc, z wyjątkiem dwóch lub trzech domów, wszystkie pozostałe są puste. Nie kołysząc się w rozwoju. Jeśli pomyśleć, że kiedyś mieszkało tu około 400 z 600 mieszkańców Drausendorfu, puste ulice wydają się znacznie spokojniejsze. Dziś wieś liczy około 150 mieszkańców.
Nigdy więcej obciążeń w porównaniu z poprzednimi
Jest jasne, że Joachim Schrötter niechętnie podgrzał ten rozwój, ten masowy exodus ze swojej wioski. I jest to również paradoks: w porównaniu z powyższym obciążenia z elektrowni i kopalni stały się znacznie mniejsze. Zanieczyszczenie hałasem w wiosce nie zniknęło, ale jest bardzo zróżnicowane: „Słyszymy – zwłaszcza gdy nie ma wiatru i wiatru południowo-wschodniego – koparki, systemy transportowe, a także ruch maszyn” – powiedział. Przede wszystkim z nową masą wyraźniej słychać spadanie materiału z pasów na głębokość kilkudziesięciu metrów. „Ale nic z tego nie jest takie złe” – zapewnia.
Fakt, że w konstrukcjach w Drausendorfie można znaleźć pęknięcia – to również jest niezaprzeczalne. W wyniku wieloletnich ruchów podziemnych, które mają podobne skutki także w pobliskiej Zittau i gdzie indziej. Schrotter szacuje, że „odkąd Polacy zbudowali wielki mur za rzeką Ness, wydaje się, że stał się nieco cichszy i stabilniejszy”. Po niszczycielskich powodziach w 2010 roku rozpoczęło się osłanianie krateru, zwłaszcza w kierunku rzeki Ness. Efektem jest ściana widoczna z drogi dojazdowej z B99.
A co z kurzem i brudem? „Żadnych porównań z przeszłością” – mówi Drausendorfer. W czasie suszy i wiatru deszcze pyłowe spadały z hałdy iz kierunku krateru, ale bardzo rzadko. „Nie da się tu dobrze żyć” – dodaje Joachim Schrotter. Ale młodzi ludzie ciążą daleko – i nie wrócą. „Przez lata rozmawiałem z wieloma młodymi ludźmi w kółko”, opisuje były nauczyciel szkoły zawodowej, „ale wszyscy mówią, że nie chcą iść na skraj dziury”. Pieczęć, którą Turow umieścił również na Drausendorfie, jest trudna do złamania.
Z końcem dołu praca dopiero się zaczyna
Drausendorf oferuje wiele tego, co jest wszędzie potrzebne: grunty budowlane i puste nieruchomości, dobrą lokalizację przy B99, dzięki czemu można szybko dostać się do Zittau, ale także w kierunku Görlitz. Miejscowy burmistrz Bernd Muller przyznaje to szczerze. Po 22 latach na tym honorowym stanowisku wie też, że dla Drausendorfu nie może być szybkiego cudu – tak jak w innych miejscach w okolicy. Nawet gdyby kopalnia została zamknięta, wszystko musiałoby zostać najpierw przebudowane i zajęłoby to dziesięciolecia: „Nie będzie tu kwitnących krajobrazów, gdy jutro pojutrze zamknie Turów” – podsumowuje. Jasne, będzie perspektywa zakończenia wydobycia węgla – ale jest też dużo pracy, ponieważ w tej chwili Drausendorf nie jest połączony z siecią autobusową i kolejową, a perspektywy rozwoju nie widać.
A nieruchomości i domy, budowane z taką miłością, jak w Schrötters, wciąż tracą na wartości. Sprzedawcy nieruchomości mówią im, że Joachim Schrotter i jego żona mogą spodziewać się jednej czwartej kwoty, którą zainwestowali w dom i nieruchomość przez lata. Dzieci Schrotterów też się nie przeprowadzą i trudno jest wrócić – mieszkały gdzie indziej.
Jednak Joachim Schröter ma przed sobą bardzo pracowity weekend: dziennikarz ogłosił się w programie MDR „Echt”. Anna Cavazzini, eurodeputowana do Parlamentu Europejskiego, która od dawna prowadzi kampanię przeciwko długofalowej kampanii Turowa, w niedzielę o godz. 10.00 wybierze się na wycieczkę rowerową po kopalni Turów z Danielem Gerberem i innymi zainteresowanymi stronami. Wcześniej – w sobotę – pani Cavazzini odwiedziła dom Joachima Schrötera w Drausendorfie. Będzie oczywiście w okolicach Turowa, a być może także idyllicznego Drausendorfu – przy kawie na swoim idyllicznym balkonie.